27 lutego 2015

Rozdział 14

14. żyj

Blake miał niejasne przeczucie, że leży na ziemi, ale niezbyt go to obchodziło. Było mu zimno, jednak jednocześnie gdzieś z jego wnętrza promieniowało kojące ciepło. Miał ochotę po prostu tak leżeć z zamkniętymi oczami, zasnąć i zapaść się w siebie, poddać temu przyjemnemu uczuciu. Zapomnieć o wszystkim, bez końca trwać w błogim letargu.
-...ake...
Jakiś głos natarczywie dobijał się do jego świadomości, wybijając ze snu. Gdzieś na samym dnie umysłu kołatała mu się myśl, że jest coś o czym zapomniał. Coś ważnego. Ale co? naprawdę chciał dowiedzieć się, co to mogło być, lecz umysłowy wysiłek zbytnio go rozbudzał. Wolał po prostu spać.
- Blake... się... pro...
Ktoś klęczał nad nim i bezlitośnie potrząsał za ramiona, rozpraszając cudowne ciepło. Chłopak na nowo uświadomił sobie, że leży na zimnej posadzce. Poczuł ból w lewym ramieniu. Nagle zapragnął otworzyć oczy, sprawdzić, kto tak usilnie domaga się jego nieszczęścia. Z trudem uniósł powieki.
- Otwórz oczy Blake! Błagam!
Białowłosy skupił wzrok i spojrzał z wyrzutem na pochyloną nad nim dziewczynę. Jak przez mgłę przypomniał sobie złote włosy i zielone oczy. Jej spiczaste uszy wydawały się kiedyś istotne. ale o co mogło chodzić?
- Och, Blake! Tak się cieszę!
Widząc znajome błękitne tęczówki elfka wybuchła radosnym śmiechem i zarzuciła mu ręce na szyję. Przez chwilę naprawdę bała się już o swojego przyjaciela. Ten zaś powoli otrząsał sięz ośpienia i przypominał sobie, co go spotkało.
- Tamara...?
W ciągu ostatnich dni został okłamany, oszukany i zaatakowany, Teraz widział zmarłą przyjaciółkę. To było już zbyt wiele jak na niego. Po policzku spłynęła mu łza, do której szybko dołączyła kolejna.
- Skoro tu jesteś, to czy ja w końcu umarłem?
Tamara ujęła w dłoń jego podbródek i uniosła zrozpaczoną twarz. Było jej szkoda, że musiał tak cierpieć. Nie mógł jednak się poddać, nawet jeśli będzie musiał znieść jeszcze więcej.
- Posłuchaj mnie. Wiem, że dużo ostatnio przeszedłeś, ale musisz wziąć się w garść. Nie możesz jeszcze umrzeć. Musisz odegrać swoją rolę w nadchodzących wydarzeniach. Nie wiem, o co dokładnie, na czym to ma polegać, ale to bardzo ważne.
Blake miał ochotę zawyć. Ma żyć dalej? Wziąć się w garść? Miał już dość wszystkiego i wszystkich. Nie miał po co żyć. Nie miał dla kogo wstać.
- Chcę po prostu zostać tu. Nie pójdę dalej. Nie posiadam już nic.
- Nadal masz wiele, choć o tym nie wiesz. Czeka cię jeszcze sporo cierpień, ale wiem, że dasz radę. Jesteś silny. Ochraniasz to, co jest dla ciebie ważne. Więc żyj Blake. Żyj!
- Jak?!
Postać Tamary powoli zaczynała się rozmywać. Chciał ją złapać, zatrzymać, ale ona stawała się mgłą.
 Tracił ją ponownie.
Jak mogła oczekiwać, że po tym wszystkim wstanie i pójdzie dalej? Co niby jeszcze ma? Dlaczego ma tak się trudzić, cierpieć, skoro i tak kiedyś umrze?
Przed oczami stanęły mu obrazy ojca, matki, Svettanti. Szacunek. Poświęcenie. Śmiech. Księżniczka nie ochroni miasta, ale może jemu uda się chociaż przez chwilę zapewnić mu spokój?
Powoli wstał i postąpił niepewny krok. Kolejny. Teraz szedł już raźno, pewnie. Chciał ochronić choć parę uśmiechów. Dać powód do dumy rodzicom. Zasłużyć na szacunek. Jeśli się podda, nie będzie mógł spojrzeć ojcu w twarz. Blake nie miał zamiaru prosić o wybaczenie. Ocali miasto za wszelką cenę.
W uszach białowłosego niczym echo nadal brzmiały słowa przyjaciółki.
- Żyj Blake. Żyj...
***
- Patrzcie no! Ożył! Luke! Choć no! Luke?
- Nie krzycz tak przy chorym. Słyszę.
Blake otworzył oczy i przez chwilę patrzył zdezorientowany na ciemne niebo i księżyc. Kiedy spadał, było chyba jeszcze wcześnie. Czyżby aż tyle spał?
Teraz jednak bardziej zainteresowały go dwie sylwetki pochylające się nad nim. Jedna do złudzenia przypominała wilka, druga lisa. A właściwie ich pyski, które nawiasem mówiąc, były ogromne. W dodatku rudy stwór się odezwał. Przemówił po ludzku. Co tu się działo?
Białowłosy usiłował przewrócić się na plecy, ale ból w lewym ramieniu skutecznie mu to uniemożliwił. Zaskoczony syknął, na co wilk wyszczerzył kły. Teraz chłopak był już naprawdę przerażony. Jak miał się bronić? Był ranny i wyczerpany. Jeśli go zaatakują...
- Odsuńcie siętrochę, straszycie go.
Głowy odsunęły się i pokazała się trzecia postać. Mężczyzna wydawał się znajomy, ale niebieskooki nie zastanowił się nad tym, skupiony na jego rozmiarze. Kolejna wielka postać.
No właśnie. Oni byli wielcy, czy może jakimś cudem on się skurczył?
Ogromna dłoń wsunęła się pod niego. Delikatnie unosząc. Mimo wszystkich wysiłków. jakie postać włożyła w tę czynność, ból eksplodował nową falą.
- Miaaaauuu!
Zaraz, zaraz. Miau?!
- Jaki słodziak!
Wielki paluch połaskotał go po miękkim brzuszku, a on odruchowo złapał go łapkami, czego zaraz pożałował. Zrobiło mu się słabo. Po części przez ból, a po części przez małe, puszyste łapki z pazurkami. Zerwał się na łapy i rozejrzał dookoła. Miał ogon. Dotknął główy i poczuł uszka.
- Czemu ja do cholery jestem kotem?! Miau?!
Mężczyzna spojrzał na niego zdziwiony.
- Mnie się pytasz? A czym żeś chciał? Psem?
Blake spojrzał na szczerze rozbawioną twarz. Znowu odniósł wrażenie, że jest znajoma. Krótkie blond włosy, zmierzwione w artystycznym nieładzie. Niebieskie oczy. Parę zmarszczek świadczyło o przeżytych trudnościach. Serdeczny, miły głos. Lis zwrócił się nawet do niego Luke. Niemożliwe, a jednak chłopak podjął rozpaczliwą próbę.
- Tato?
***
Luke miał przeczucie. Kitsune zazwyczaj była mu całkowicie posłuszna i bez szemrania spełniała każde jego polecenie. Jednak wdawanie się w walkę z wywernami, choć mogli je ominąć zdawało jej się po prostu głupie. Blondyn był jednak nieubłagany. Dziewczyna wzruszyła więc ramionami i ruszyła do walki. Z potworami rozprawili się szybko, lecz nadal mogły przybyć kolejne. Miała ochotę jak najszybciej oddalić się od miejsca niebiezpieczeństwa. Niebieskooki jednak nadal zwlekał.
Luke sam nie miał pojęcia, o co chodzi, ale coś mu mówiło, że ma polanie jest coś, na co powinien zwrócić uwagę. Rozglądał się bezradnie dookoła, nie wiedząc, czego szukać, Przywołał Shiro, który spojrzał na niego mądrymi, błękitnymi oczami. Blondyn podrapał wilka za uchem
- Dobry Shiro. Szukaj.
Shiro zawył na potwierdzenie i ruszył, ale szybko poczuł znajomą woń. Była słaba, ale podobna do zapachu przyjaciela Kitsune. Podjął trop i niebawem ujrzał małe, białe stworzonko. Tknął je nosem. Ciche miauknięcie oznaczało, że jeszcze żyje, ale szkarłat na futerku dobitnie świadczył o ranie. Chyba poważnej.
Wilk zawył, wzywając swoich przyjaciół. Rosso i Luke przybiegli i także spojrzeli na małego kotka.
Mężczyźnie przypomniała się Diana. Może i to nie była ona, tego był pewny, ale nadal był ładny i podobny do jego ukochanej. Przypominał też mu o Blake'u. Chłopak był bezpieczny w Svettanti razem z matką i wiódł szczęśliwe życie. Na pewno.
Kitsune nie rozumiała, skąd nagły smutek na twarzy blondyna. Potrząsnęła swoją rudą grzywą i spojrzała na zwierzątko kolorowymi oczami. Jedno z nich było srebrne, drugie czerwone, oba z pionową źrenicą. Z tyłu wystawała jej puszysta, ruda kita - lisi ogon. Rosso buła Akagitsune - lisem i człowiekiem., Teraz z lekkim rozdrażnieniem patrzyła na kotka.
- No bardzo ładny, ale może już pójdziemy? Te potwory mogą wrócić.
- Bierzemy go.
-A po co nam on?!
Luke nie odpowiedział, tylko wziął na ręce stworzonko i delikatnie obejrzał ranę. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i zrobił dla zwierzątka prowizoryczny opatrunek.
-Zazdrosna?
-Ty...! Ja go nie będę niańczyć!
Luke uśmiechnął się i ruszył w stronę lasu. Nie miał pojęcia dlaczego, ale mały kotek w jego dłoniach sprawiał mu wielką radość. Kitsune i jej śnieżny wilk, wierny towarzysz, dogonili starszego kolegę. Ten zaś wolną ręką pogładził między uszami przyjaciółkę, która przyjęła już postać lisa. Miała teraz biały brzuch i spód pyszczka. Jej łapy zdobiły czarne ,,skarpetki'', a końcówki uszu i puszystego ogona ozdobione były tym samym kolorem. Stanowiło ono kontrast z białym umaszczeniem Shiro, gdzieniegdzie przyprószonym szarością. Na czarnej obróżce zawieszonej na szyi lśnił niebieski kamień-prezent od Kitsune,  którą traktował jak matkę i opiekunkę. Między nimi wytworzyła się specyficzna więź. Jasne, polubił też blondyna, który do nich dołączył, ale bardziej był przywiązany do Rosso, to jej słuchał. Aria był częścią stada i lisiczka go słuchała. Była szczęśliwa, a to mu w pełni wystarczało.
Teraz mimo pozornego oburzenia czuł, że jest zadowolona. Więc było dobrze.
Niebieskooki uśmiechnął się. Miał przeczucie, iż tego dnia zyskał naprawdę wiele, choć nie miał pojęcia, co to było.
***
Luke patrzył na słodkiego malucha na swoich dłoniach i naprawdę nie wiedział, co się dzieje. Przed chwilą mały futrzak nazwał go ojcem. I ile pamiętał, miał tylko jedno dziecko. Ale przecież Blake nie był Gatto! A już na,pewno nie był gadającym kotkiem...
Kitsune ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Puszysty zwierzaczek nazywający Luke'a tatą? To było wprost komiczne samo w sobie, a osłupienie na twarzy mężczyzny dopełniał obrazu.
Blondyn postanowił zaryzykować.
-Blake?
Sierściuch nie mógł uwierzyć własnym uszom. Ten człowiek wyglądał i brzmiał jak jego ojciec. Ale jakim cudem żył?
-Blake? Ale...czemu ty jesteś kotem?
-A czemu ty żyjesz?
-Czemu nie jesteś w mieście?!
-Dlaczego nie odezwałeś się, nie wróciłeś, nie dałeś znaku życia?!
Blake był teraz wściekły. Jego ojciec przeżył i nic nie powiedział. Nie dał żadnego znaku. Nie wrócił. Dlaczego?
Luke nie rozumiał, dlaczego jego syn opuścił miasto. Wiedział, że to niebezpieczne, czym to grozi. Ale opuścił miasto. I był kotem. Co my odbiło?
Ojciec i syn mierzyli się groźnym wzrokiem. Po chwili jednak roześmiali się i przytulili. W ich oczach błyszczały łzy. Na razie odsunęli od siebie wątpliwości i pytania. Po tylu latach byli znowu razem. Tylko to miało teraz znaczenie. Żyli.
***

3 komentarze:

  1. Kocham ♥♥♥
    Czytałam po raz kolejny i jest super :D

    N.x

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaraj się troszeczkę lepiej oddać emocje mówiącej postaci i mniej mieszać bo już nie wiem kto jest kto i dlaczego x.X Poza tym świetny rozdział :)

    -,,Ten powód "

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale jak piszę o emocjach za dużo, to potem słyszę, że za dużo piszę o jednym i tym samym :P A następny rozdział będzie już niedługo (chyba) XD

    OdpowiedzUsuń