18 lipca 2014

Rozdział 12

12. Drakia i Neko

Drakonia wodziła wzrokiem od swojej córki do jej złotookiej koleżanki. Ta druga wyglądała dziś wyjątkowo...po królewsku. Czarne włosy nie spływały już falami na ramiona, ale były zaplecione w gruby warkocz, gęsto poprzetykany lśniącymi paciorkami. Srebrny diadem dodawał złotym oczom blasku. Fryzura nie była jednak jedyną zmianą. Dziewczyna zmieniła swoje zwykłe ciuchy na piękną suknię ze srebrnego jedwabiu. Wymyślne wzory wyszyte kosztownymi nićmi lśniły w blasku słońca. Prosta postawa i dumnie uniesiona głowa dopełniały obrazu sprawiając, iż naprawdę można ją było wziąć za królewnę.
W przeciwieństwie do prawdziwej księżniczki, która zdążyła już pozbyć się sukienki i stała przed rodzicami w swojej ulubionej skórzanej, ćwiekowanej kurtce i spodniach. Strój, choć wygodny, niezbyt pasował do królewskiej córki.
Królowa spoglądała na nastolatki nie wiedząc co myśleć o ich pomyśle. Jej małżonek za to wyglądał na rozbawionego. I...dumnego?
Władczyni w końcu potrząsnęła głową i spojrzała na swoje dziecko. Tak bardzo brakowało jej córki. Kochała ją i nie chciała znów stracić.
-Nie. Nie zgadzam się. Nigdzie nie idziesz.
-Mamo...
-Nie. Nawet jeśli będę musiała zatrzymywać cię siłą to i tak cię nie puszczę.
Drakia spojrzała na mamę z powątpiewaniem.
-A ja sądzę, że powinnaś ją puścić.
-I ty, Brutusie? Mój własny mąż przeciwko mnie?
-Jest jeszcze młoda. Daj jej się wyszaleć.
-Za młoda. A jak coś jej się stanie?
-Poradzi sobie. W końcu to nasza córka.
Spojrzenie królowej trochę zmiękło. Może jej mąż miał rację? Ale mimo wszystko trudno jej było pogodzić się z ponownym odejściem świeżo odzyskanej córki. Król poklepał ją po ramieniu i mrugnął do dziewczyn.
-Jak zgłodnieje to wróci. Jak to kot.
-Desmondzie!
-Tato!
-Co? No dobra, dobra. Tylko żartowałem. Chyba.
Zrezygnowana Drakonia westchnęła. Może i była przedstawicielką jednej z najpotężniejszych ras, ale nadal nie potrafiła zrozumieć poczucia humoru swojego małżonka.
Spojrzała na Casandrę. Naprawdę ją polubiła i było jej żal dziewczyny. Teraz miała szansę spełnić jej marzenie. Desmond (tak, właśnie ochrzciłam króla XD) przytulił żonę.
-Koty zawsze chodzą własnymi ścieżkami. I tak byś jej nie zatrzymała. To nie jest jej świat i dobrze o tym wiesz. Przecież nie tracimy jej na zawsze. No i teraz, będziemy mieć jeszcze jedną córkę.
W oczach matki zalśniły łzy. Mężczyzna gestem przywołał milczącą dotąd Casandrę i ją także zamknął w uścisku. Z początku nieśmiało uniosła ręce, potem już mocno ściskała swoich nowych rodziców.
Czerwonooka uśmiechnęła się i ruszyła do wyjścia. Zatrzymał ją głos matki.
-Nie dołączysz do nas, Drakio?
Uśmiechnęła się krzywo. Wiedziała, że rodzicom będzie trudno się przyzwyczaić. Nie mogli przestawić się od razu. Ale to minie i wszyscy będą szczęśliwi. Była tego pewna.
-Drakia jest już z wami. Ja jestem Neko.
***
Wieczorem w centrum miasta wyprawiono wielką ucztę. Już drugi dzień świętowano, ale dzisiejsze wydarzenie miało być wyjątkowe. Oto po sześciu latach powróciła zaginiona księżniczka. Wszyscy chcieli znów ją zobaczyć i świętować szczęście lubianej pary królewskiej. Dzisiaj cała trójka miała dołączyć do uczty na rynku. Wieść o tym wywołała wśród biesiadników wielkie poruszenie.
Gdy słońce zaczynało już znikać za horyzontem, zapalono pochodnie i miejsce uczty wypełniło się miłym, rozchybotanym blaskiem. Pojawił się też długo wyczekiwany uroczysty orszak w królewskich barwach. Wśród tłumu zapanowało ożywienie, gdy w końcu ujrzano długo wyczekiwaną księżniczkę Drakię. Była taka, jak ją zapamiętano, choć po prostu trochę starsza. Doroślejsza. Z gracją zajęła honorowe miejsce na podwyższeniu, pomiędzy swoimi rodzicami.
Gdyby ktoś przyjrzał się uważniej, mógłby dojrzeć cień smutku w złotych tęczówkach królewny.
***
Oddalając się od Città Reale czuła się trochę dziwnie. Właśnie zostawiała za sobą dom i rodzinę, której tak jej brakowało. Być może już tam nie wróci. Czy robiła dobrze? A może to był po prostu jeden wielki błąd?
Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na miasto. Zostawiła tam swoje królewskie życie. Czy zrobiła dobrze?
Kim właściwie była? Zawsze znała odpowiedź na to pytanie. Księżniczka Drakia. Po prostu. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. To było proste. Ale później pojawił się Blake. Nie wiedziała, dlaczego za nim poszła. Dlaczego mu pomagała. Gdy w końcu się ujawniła, nie potrafiła powiedzieć mu prawdy. Więc powstała Neko. I wtedy po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, kim naprawdę jest? 
Księżniczka do niej nie pasowała, o tym wiedziała już od dawna. Lecz mimo wszystko nią była. Bo kim innym? Przecież Neko tak naprawdę nie istniała. Dziewczyna ją wymyśliła na potrzeby chwili. Przynajmniej wtedy tak myślała.
Teraz nie była już Drakią. Była nią Casandra. Złotooka i czarnowłosa księżniczka. Taka, jakiej się spodziewano i jaką chciano.
Czerwonooka odwróciła się i zaczęła biec. Już gdy była w ruchu, płynnie opadła na cztery kończyny i przybrała kocią postać. Już się nie obracała. Nie ważne kim była kiedyś. Liczy się teraz. A teraz jest Neko.
Kimkolwiek ta Neko jest...
***
Ciąg dalszy dla moich ukochanych miłośniczek tortur i przemocy. Mam nadzieję, że się podobało ;*

17 lipca 2014

Rozdział 11

11. Dwie oszustki

Drakia siedziała na ławce w parku i spoglądała na odbicie gwiazd w jeziorze. Podczas wcześniejszej rozmowy z matką, dziewczyna dowiedziała się o czymś, o czym wolałaby nie wiedzieć. W uszach nadal brzmiały jej sowa Drakonii. Sytuacja Arii i Gatto była o wiele gorsza, niż z początku myślała.
Blake...
Ciekawe co teraz robił, gdzie był? Czarnowłosa miała tylko nadzieję, że nie zrobił nic głupiego i nic mu nie jest. Że jest bezpieczny.
Czerwonooka szybko zbeształa się za własną naiwność. Oczywiście, że nie był bezpieczny. Wylecenie z taką prędkością i gwałtownością na pewno musiało kosztować go wiele mocy. A im więcej mocy używał, tym bardziej zwabiał wywerny. One wyczuwały takie rzeczy. A Blake mimo wszystko był tylko szesnastolatkiem. Zranionym i pewnie wyczerpanym. Może właśnie w tej chwili kończy żywot, rozszarpywany przez ostre pazury, gdzieś w jakiejś jaskini. A ona nawet nie dowie się o jego śmierci. A na nagrobku napiszą mu: ,,Tu spoczywa Blake...."
Chwila. Drakia ze zdziwieniem doszła do wniosku, iż nawet nie zna jego nazwiska. No i co napisze mu na grobie? Chociaż... jak ma mu postawić nagrobek, skoro nie dowie się o jego śmierci?
-Księżniczko...
Dziewczyna wzdrygnęła się zaskoczona i odwróciła by spojrzeć, któż to przerwał jej arcyciekawe rozważania swojego problemu. Parę kroków od niej stała jej rówieśniczka o złotych oczach.
-Prosiłam, mów mi Drakia. Albo Neko, jak wolisz. Mi to i tak bez różnicy.
-Mogę się dosiąść?
Czerwonooka przesunęła się, robiąc miejsce na ławce. Dziewczyna usiadła obok niej i przez chwilę obie w milczeniu spoglądały na gładką taflę jeziora. Ciszę przerwała Nero.
-Blake już odszedł, prawda? Nawet się nie pożegnał.
Odpowiedziała jej cisza. Bo co też można było na to odpowiedzieć. Odszedł, bo go zawiodłam?
-Wiesz, przez chwilę naprawdę uwierzyłam, że jestem księżniczką.
Drakia spojrzała na nią z ukosa. W złotych oczach nie było żalu. Po prostu trochę smutku. Uśmiechnęła się krzywo.
-Ja nigdy nie chciałam nią być. Nie cierpiałam tych sukienek, lekcji, nudy...
-To chyba lepsze niż bycie sierotą na wsi, w biednej, przybranej rodzinie, która na dodatek cię nie cierpi.
Nero spuściła wzrok, nagle zafascynowana własnymi butami. Jej policzki spłonęły okazałym rumieńcem. Było można wyczuć napięcie wiszące w powietrzu. Gdy dziewczyna w końcu się odezwała, mówiła cichym i zrezygnowanym tonem.
-Ty ukrywałaś to, kim jesteś, a ja udawałam kogoś, kim nie jestem. On mi pomógł, a ja go oszukałam i wykorzystałam. Tak bardzo chciałam zmienić swoje życie... Biedny Blake... Nigdy nie zapomnę jego twarzy, gdy mu powiedziałam...
-Nigdy nie było żadnej amnezji, co?
-Nie. Usłyszałam, że ktoś szuka zaginionej królewny. Byłam do niej podobna, więc postanowiłam spróbować szczęścia. Na Deserto trafiłam przypadkiem.
-A jak masz naprawdę na imię?
-Casandra.
W złotych oczach błyszczały szczere łzy. Ona naprawdę żałowała tego co zrobiła. Drakii zrobiło jej się żal. Chciała tylko lepszego życia. I co dostała w zamian? Były takie same.
Czerwonooka zamyśliła się. W głowie powoli kształtował jej się pewien plan. Może i szalony, ale czemu nie?
-Może jeszcze nie jest za późno. Ani dla ciebie, ani dla mnie.
Dziewczyna podniosła na nią zdziwiony wzrok. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby księżniczka uśmiechała się w tak przebiegły sposób.
***
Blake nie miał pojęcia gdzie leci. Właściwie wcale go to nie obchodziło. Chciał tylko znaleźć się jak najdalej od Neko.
A właściwie księżniczki Drakii.
Chłopak wciąż poprawiał samego siebie, ale wciąż nie potrafił myśleć o swojej niedawnej towarzyszce inaczej niż Neko. A samo jej wspomnienie sprawiało mu ból. A przecież nie była jedyna. Nawet Nero okazała się Casandrą, która nigdy nie miała amnezji. A on dał im się omamić. Wyszedł na zwyczajnego głupca.
Białowłosy zacisnął zęby i starał się więcej nie myśleć o dziewczynach. Próbował skupić się na szybkości i kierunku lotu. Chłodny wiatr owiewał mu twarz. Pęd powietrza gwizdał w uszach, a płaszcz łopotał za nim. Teraz nic się nie liczyło. Był tylko on i wiatr.
***
Wywerna zbliżała się szybko, wietrząc przedstawiciela znienawidzonej rasy. Z małego punkciku na horyzoncie, stała się już dużą plamą. Gdy niebieskooki w końcu wyrwał się z otępienia była już blisko. Trochę zbyt blisko.
Blake spóźnił się z unikiem o parę sekund. Zaklął, gdy szpony rozorały jego lewe ramię. Krew pozwoliła mu odzyskać jasność umysłu. Teraz musiał przeżyć. Tylko to się liczyło.
Gdy potwór zaatakował po raz drugi, był przygotowany. Zwinnie uskoczył w powietrze, przelatując nad grzbietem bestii. Trwało to co najwyżej dwie sekundy. Zbyt mało dla wywerny, aby uniknąć ciosu na skrzydła. Wystarczająco dużo dla urodzonego wojownika, aby taki cios zadać.
Z paszczy wydobył się ogłuszający ryk. Stworzenie nadal zawzięcie próbowało utrzymać się w powietrzu, ale ranne skrzydło skutecznie to uniemożliwiało. Czarne cielsko nieuchronnie zbliżało się do ziemi.
Białowłosy nie czekał, aby sprawdzić, czy stwór zginął. Jeśli był jeden, mogło być ich więcej. Chłopak ruszył więc w dalszą drogę. Po chwili odległe ryki upewniły go w słuszności jego decyzji.
Niebieskooki podążał przed siebie, a z każdą chwilą wszystko było mu coraz bardziej obojętne. Nie obchodziły go wywerny, zapewne podążające jego śladem. I tak nikogo nie obchodziłaby jego śmierć. Pewnie nikt by się nie przejął, nikt by nie zapłakał. Więc po co się męczyć? Walczyć? 
Powoli wszystko zaczynało się rozmazywać i zlewać. Brakowało mu sił. Lewej ręki już nie czuł, chociaż zbytnio się tym nie przejmował. Nie przejmował się też wtedy, gdy ziemia postanowiła wyjść mu na spotkanie i zbliżała się w zatrważającym tempie. 
*** 
Heh, nie ma to jak skończyć w takim momencie ;D 

12 lipca 2014

Rozdział 10

10. Nigdy więcej

Blake opierał się o barierkę na jednym z zamkowych tarasów i spoglądał na rozpościerający się przed nim widok. Zamek wzniesiono na wzniesieniu, więc widać było całe miasto. Wysokie bramy, strzeliste wieżyczki i dachy, zdobione kopuły. Wszystko to skąpane w blasku zachodzącego powoli słońca przybierało złocistą barwę. W samym centrum miasta, na rozległym placu zgromadziła się cała ludność. Wieść o cudownym powrocie królewskiej dziedziczki rozniosła się błyskawicznie. Teraz wszyscy cieszyli się i świętowali, a odgłosy zabawy dochodziły aż do uszy chłopaka. U podnóża pałacu rozciągał się piękny, malowniczy park. Pełno było w nim kolorowych roślin, stawów, fontann i zwierząt. Białowłosy z goryczą pomyślał, iż nazwa miasta jest wyjątkowo trafna. Città Reale. Królewskie Miasto.
Jednak niebieskooki nie potrafił w pełni cieszyć się tym widokiem. Wciąż miotały nim sprzeczne emocje, chaotyczne myśli. Sam już nie wiedział, co powinien czuć. Ulgę? Gniew? Nadzieję? Choć z początku nie dopuszczał do siebie takiej myśli, to w głębi serca wiedział. Czuł się zdradzony i oszukany. Neko była pierwszą osobą od bardzo dawna, której zaufał. Przed którą się otworzył. A ona ukrywała przed nim coś tak ważnego. Co powinien teraz zrobić? Miał ochotę po prostu skoczyć za barierkę prosto w objęcia wiatru, pozwolić się ponieść i lecieć, lecieć daleko, poza horyzont. Wznosić się i gnać przed siebie, aż całkiem opadnie z sił i spadnie na ziemię. Może nawet zginąć, dołączyć do Tamary. Ale przynajmniej wtedy mógłby uciec od tego przeklętego miasta, przepowiedni i przeznaczenia. Uciec od pewnej czerwonookiej kotki.
Białowłosy bardziej wyczuł niż usłyszał za sobą ciche kroki. Bezwiednie wbił palce w barierkę. Nie musiał odwracać głowy aby wiedzieć, kto przyszedł.
Czarnowłosa dziewczyna stanęła w wejściu na taras. Zawahała się. Już od dłuższego czasu szukała Blake'a po całym zamku. Jednak teraz, gdy w końcu go znalazła, nie wiedziała, co powinna zrobić, jak zacząć rozmowę. A on najwidoczniej nie zamierzał jej tego ułatwiać.
Drakia wciąż miała przed oczami wyraz twarzy chłopaka, kiedy dowiedział się, kim ona jest. Najpierw szok. Niedowierzanie. Potem gniew, który jednak szybko został zastąpiony przez smutek i żal. Gdy wychodził szybkim krokiem z sali, na jego twarzy nie było już nic. Zdusił tamte emocje i zastąpił je chłodem i pustką.
Neko nerwowo zamachała ogonem i podeszła do przyjaciela. Nadal nie zareagował na jej obecność. Chciała położyć mu rękę na ramieniu, ale się rozmyśliła.
-Blake...
-Tak, Wasza Wysokość?
Ten oziębły ton i sposób w jaki wymówił ,,Wasza Wysokość" sprawił, że czerwonooka miała ochotę odejść.
-Nie mów tak do mnie. Przecież dalej jesteśmy przyjaciółmi. Wiesz, że życie na zamku do mnie nie pasuje. Znasz mnie.
-Nie. Myślałem, że cię znam ale pokazałaś mi, iż naprawdę nie wiem o tobie nic.
-Ja po prostu nie mogłam ci powiedzieć. Nie rozumiesz.
-Więc mi wytłumacz.
Gdy na nią spojrzał po jej plecach przebiegł lodowaty dreszcz..Te błękitne, zawsze wesołe i przyjacielskie oczy, teraz przypominały dwa kawałki lodu.
-Ja...nie chciałam wracać na zamek. A gdybym ci powiedziała, pewnie próbowałbyś mnie tu sprowadzić. Nie zrozumiałbyś.
Tego już było dla niego za wiele. Nie CHCIAŁA?! Białowłosy z trudem opanował się, żeby nie wrzasnąć na całe gardło.
-Nie chciałaś, tak? A nie uważasz, że to czego chcemy nie zawsze ma znaczenie? To, że jesteś księżniczką nie znaczy, iż możesz sobie strzelać fochy.
Zacięła usta. W jej oczach zalśnił gniew.
-A co ty możesz o tym wiedzieć?! W wieku dziesięciu lat rozpoczęła się u mnie mutacja, podczas której okazało się, że jestem Gatto. Oczy ze złotych zmieniły się na czerwone i kocie. Wyrosły mi uszy, ogon. Nie byłam na to gotowa. Mój ojciec ich nie miał. Odebrano mnie jako hańbę. Jak to! Córka wielkiej Drakonii ma być jakimś kotem? O tacie nic nie wiedzieli, bo maskował swoje pochodzenie. Mężczyznom jest łatwiej, bo mają zmienione tylko oczy i zęby. Krótki zabieg pilnikiem co jakiś czas, soczewki i da się żyć. Wiedziała tylko mama, która go cały czas chroniła. Nawet gdyby ktoś się dowiedział i tak nic nie można by było zdziałać. Mnie chciano zabić, ale tato pomógł mi uciec. Mama nawet nie wiedziała, kim naprawdę jestem i co się ze mną stało. Powiedzieli jej, że nie żyję. Ojciec cały czas znał prawdę, ale był bezradny. Nic więcej nie mógł zrobić. A ja byłam zdana na siebie. W wieku dziesięciu lat, sama gdzieś na jakimś leśnym pustkowiu! I dziwisz się, że nie chciałam wrócić?!
-Szczerze? Tak. Bo ty przynajmniej miałaś kochających rodziców. Twój ojciec wierzył, iż wrócisz. Twoja matka opłakiwała twoją śmierć. Nawet jeśli nie mogli ci pomóc, to nadal ich miałaś. Miałaś kochającą rodzinę. Miałaś dom, do którego zawsze mogłaś wrócić.
Drakię zatkało. W końcu wyrzuciła z siebie to, co przez tyle lat nie dawało jej spokoju. Ale rzeczywiście chłopak miał rację. Tato od maleńkości w ukryciu uczył ją o Gatto i Arii, o tym, jak przeżyć. Wiedział o wszystkim i jak najlepiej przygotowywał ją do wyjścia w świat. A Drakonia za nią tęskniła. Mogła wrócić już dawno, kiedy doszły ją wieści, iż doradca królowej zmarł. W końcu to on jej zagrażał. Teraz już nawet nie pamiętała, dlaczego nie chciała wrócić.
Zacisnęła usta w wąską kreskę. Nastała cisza. Gdy błękitnooki przemówił, w jego głosie słychać było gniew.
-Myślisz, że tylko ty miałaś trudno? Dziesięć lat to sporo. Ty chociaż miałaś dzieciństwo. Może i krótkie, ale to i tak jakieś dziesięć lat więcej ode mnie.
Czarnowłosa nie potrafiła wydobyć z siebie słów. Chłopak kontynuował.
-Przez cztery lata uganiałem się za tobą, a ty miałaś zabawę. Gdyby nie przypadek, pewnie dalej bym nie wiedział, iż księżniczka, której tyle czasu szukałem, jet obok mnie. Bawiło cię to? A może to, że moja i twoja rasa walczą cały czas o przetrwanie w Svettanti i wierzą, że ty ich wywabisz z opresji? Że coś zmienisz? Teraz widzę, jak bardzo się myliliśmy. Ty masz to po prostu w nosie.
-Blake...
-Ufałem ci. Wierzyłem w ciebie. Dzięki, że uświadomiłaś mi, iż na tym cholernym świecie nie można ufać nikomu i niczemu.
-Ale...
-Już czas, aby uwierzyć we własne siły i przestać czekać na cud. Żegnaj. Nie zbliżaj się do mnie już nigdy więcej, ani nie szukaj Svettanti. Nigdy.
Białowłosy zwinnym ruchem przeskoczył barierkę. Czerwonooka osunęła się na zimną podłogę tarasu i obserwowała szybko pomniejszający się punkcik na niebie. Bezwiednie wyciągnęła rękę, jakby chciała go złapać, ale on był już daleko. Serce ścisnęło jej się ze smutku i wściekłości. Z bezsilności. Nie zrozumiał jej. To jego wina. Przecież to nie ona kazała u wierzyć. Nie ona chciała być postacią z durnej legendy.
-To twoja wina! Nie potrzebuję cię!! Idź i nie wracaj!!!!
To wszystko tylko jego wina. Jego. JEGO!!!
Nie. To nie była wina Blake'a. To ONA go zawiodła.
To była JEJ wina. I tylko jej.
Po policzku potoczyła się błyszcząca łza.
-Żegnaj...
Nie odwrócił się ani razu.
***
Siemka. Udało mi się wskrzesić mój komputer ^^ Tak właściwie to ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej i miał być już ostatni, ale zmieniłam zdanie i to jeszcze nie koniec historii.