Rozdział ten dedykuję Catalinie Panterze i Nicol Styles. Bez nich tego rozdziału by nie było więc... oklaski poproszę!!! Dziewczyny naprawdę się postarały :)
7. Błędy
Przeszłość jest bardzo ważna. Nie można się od niej odcinać. To ona pozwala nam kształtować przyszłość i określa, kim naprawdę jesteśmy.
Szare skały nadawały okolicy dość ponury wygląd. Gdzieniegdzie spomiędzy nich wychylały się mizerne roślinki. Palące słońce zaglądało ciekawie do głębokich wąwozów, którymi poznaczony był cały obszar Deserto. Teren ten niegdyś zamieszkany był przez driady i nimfy, które dbały o niego i zwierzęta, które tam żyły. Wtedy zwano go Fertili Valli. Mieszkanki zapewniały wodę i tworzyły chmury, zabezpieczające przed palącym słońcem. W tamtym czasie był to istny raj, którego nie dotyczyły problemy świata. Nic jednak nie trwa wiecznie. Rozpętała się wojna. Z początku dotyczyła ona jedynie Gatto i elfów. Cała reszta ignorowała obie strony myśląc, że szybko ktoś odpuści i dojdzie do porozumienia. Jak zawsze. Tym razem się jednak przeliczyli. Kocioocy mieli już dość poniżeń, prześladowań i zniewag. Elfy zaś nie chciały odpuścić. Mała, niegroźna wojenka nie wiedzieć kiedy przemieniła się w krwawą wojnę, która w krótkm czasie ogarnęła całą krainę. Niszczono i palono wioski i domy. Lasy spłynęły krwią. Gdy w końcu zrozumiano, iż tym razem problem jest poważny, zwołano tajne spotkanie. Za plecami nieobecnej właśnie królowej i ludu oczywiście. Tam zapadła decyzja.Kto rzucił pomysł? Nie wiadomo. Sprawca utonął w mroku. Ale jego plan spodobał się wielu osobom. Być może nieświadomie, kedna osba napisała historię. Nie. Nie napisała, a jedynie potwierdziła. Bo wyrok wydano już dawno. Nie da się uniknąć przeznaczenia. Wszystko od samego początku zmierza nieubłaganie ku końcowi. Tak więc i wyrok wydany tamtej nocy był dziełem przeznaczenia. Nie wszyscy jednak się z nim zgadzali. Driady i nimfy z Fertili Valli przyjęły pod swój dach niedobitków z pogromu. I spotkała je za to sroga kara. Ich piękne rośliny zostały stratowane i spalone. Woda zanieczyszczona. One same ledwie zdołały uciec z płonących domów. Wielu Gatto zginęło w ich obronie. Jednak po ich odejściu żyzne doliny przemieniły się w pustynię, zasłaną żwirem i pozbawioną życia. Chociaż driadom wybaczono, nigdy nie wróciły. Zaszyły się w lasach, nadal pomagając tym, którzy pomocy wymagali. Nigdy nie odmawiały pomocy. I nigdy nie chciały łaski. Takie już były.
***
Małe, szare kamyczki chrobotały pod butami. W całym wąwozie panował okropny wręcz upał. Nie przeszkadzało to jednak białowłosemu chłopakowi podróżującemu jego środkiem. Wokół niego bowiem powietrze było przyjemnie chłodne i rześkie. W końcu Blake był Arią. Władcą powietrza. Czymże dla niego jest wywołać bryzę pośrodku pustyni?
Na jego ramionach leżała wygodnie czarna kotka. Dość dużo czasu niebieskookiemu zajęło usadzenie jej tam. Neko bowiem, jako niezależna i samowystarczalna kobieta nie chciała pozwolić, by ktokolwiek ją niósł. Po długiej kłótni chłopakowi udało jej się jednak wytłumaczyć, iż z powodu rannej ręki nie jest w stanie chodzić (podróżowała bowiem dla bezpieczeństwa i własnej wygody jako kot, który, jak powszechnie wiadomo, jest czworonożny). Kotka w końcu niechętnie pozwoliła usadzić się na karku białowłosego i teraz mruczała zadowolona, pieszczona przyjemnym wiaterkiem. Niebieskooki nawet tego nie zauważył, zatopiony we własnych rozmyślaniach. Był na siebie zły. Pozwolił się ponieść własnej mocy. Doprowadził Tamarę do płaczu. Zranił Neko. A na koniec i tak nie udało mu się uratować elfki. Zginęła z jego winy. Dlatego, że się nad sobą rozczulił. Co go napadło? Zachciało mu się spokojnego życia? Śmiechu warte. I tona dodatek z...elfką?
W tej chwili miał ochotę się roześmiać na całe gardło. No tak! Elfka. Chyba do końca mu odbiło, żeby żałować elfki. Ci zdrajcy nie zasługują na żal! Ale...z drugiej strony...
...to wszystko to w końcu nie była jej wina. Ona nie miała z tym wszystkim nic wspólnego. Nic o tym nawet nie wiedziała. No i uratowała go...
-Mógłbyś trochę podkręcić klimę?
Postać w czerwonym płaszczu aż przystanęła zdezorientowana.
-Cooo...? A. Tak, jasne.
Skupił się i przyzwał zimne powietrze. Neko podskoczyła i zasyczała rozzłoszczona.
-Za zimne! Ogon mi odmrozisz!!!
-Przepraszam. Już naprawiam.
Tym razem temperatura najwyraźniej jej odpowiadała, gdyż ułożyła się wygodniej. Przez jakiś czas szli w milczeniu. Blake nadal był bardzo zajęty kłótnią z samym sobą. Kociooka obserwowała go dyskretnie, domyślając się o czym tak rozmyśla. W końcu zdecydowała się odezwać.
-Myślisz o tej elfce, prawda?
Wzdrygnął się. Ale wiedział, że nie miała na myśli niczego złego. Chciała mu pomóc. Znaczy chyba. W końcu znał ją zaledwie od paru dni...
-Słuchaj...przestań się zadręczać. To nie była twoja wina. Prędzej moja, bo cię powstrzymywałam.
-To przecież nie była two...
-I twoja też nie.
Spojrzał na nią swoimi błękitnymi oczyma. Odwdzięczyła mu się tym samym. Sądził, że zobaczy w nich kpinę, rozbawienie czy pogardę. Może nawet obojętność. To by do niej pasowało. W czerwonych oczach kotki zauważył jednak stanowczość i...smutek? Był delikatny, ledwie widoczny, ale był. Z powodu śmierci? Rany? A może jeszcze czegoś innego? Na chwilę obecną nie był w stanie tego stwierdzić. Jednak jej słowa podniosły go na duchu.
-Dzięki.
-Spoko. Odwdzięczysz się. A tak właściwie to...czy przypadkiem nie powinieneś ukrywać swoich...mocy?
-Teraz to już bez znaczenia. I tak już od dłuższego czasu wywerny były na moim tropie. Kiedy zdecydowałem się na walkę to tak, jakbym zrzucił kamuflarz. To już i tak nic nie da. Przynajmniej nie muszę już uciekać, a w razie czego mogę walczyć.
-Ile tak właściwie minęło już lat?
-Chodzi ci o tamto? Niech pomyślę...gdy zginął miałem...osiem...jeszcze potem rok...dziewięć...trzy lata tam...czyli wtedy miałem...eeeeeee...dwanaście...teraz...
-Czy liczenie naprawdę sprawia ci aż tak wielką trudność?... No dobra!!! Sorry, sorry, sorry!!!! PAS!!! OGON MI IDIOTO ODMROZISZ!!!!!! Ufffffffff...na żartach się nie znasz?! Tak właściwie to ile ty maz lat?
-...
-No nie fochaj się już. Ile?
-To powiedz ile ty masz.
-Nie wiesz, że kobiet się o wiek nie pyta? To ile?
-Powiem, jak ty powiesz.
-Pffffff...no dobra. Ty pierwszy.
-Ty.
-Razem. Na trzy.
-Raz.
-Dwa.
-I trzy!
-16 (razem)
Obydwoje popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. Białowłosy uśmiechnął się. I to nie z powodu zbiegu okoliczności. W końcu udało mu się dowiedzieć czegoś o swojej bezimiennej towarzyszce.
***
Città Reale, 50 lat wcześniej.
Noc była bezgwiezdna i ciemna. Jej mroki rozświetlał jedynie krwistoczerwony księżyc, milczący świadek wydarzeń, które wielu potem bezwstydnie usiłowało zetrzeć z kart historii. Bezskutecznie. Bo nie da się zamknąć ust prawdzie.
Città Reale. Królewskie Miasto. Stolica całej krainy i siedziba królowej. Miejsce, którego nigdy nie sięgają wojny i konflikty. Nawet mimo wojny Gatto oraz elfy były tam bezpieczne. Było to takie niepisane prawo. Dlatego też ukrywali się tam ranni, dzieci i ci, którzy nie mogli, nie chcieli bądź nie potrafili walczyć. A przynajmniej tak było do czasu owej pamiętnej nocy. Spiskowcy, korzystając z nieobecności królowej zwołali tajną naradę. Teraz nadszedł czas, aby wprowadzić w życie plan. Genialny oczywiście, bo jakżeby inaczej? Koniec wojny i to bez wysiłku. Innej rady nie ma. Trzeba po prostu wykończyć jedną ze stron. Ale tak, aby się nie wtrącić.
Noc rozświetlił rozmigotany blask dziesiątek pochodni. Elfy. Setki elfów okrążyły miasto zwartym pierścieniem. Nikt nie miał szans na ucieczkę. Dzieci, mężczyźni i nieliczne kobiety dzielnie usiłowały stawiać opór. Nadaremno. Wśród kociookich jedynie kobiety miały talent do walki. A te wyruszyły na wojnę, zaszyły się w lasach, spokojne o swoje pociechy.
Oblężeni nie mieli żadnych szans. Agresorzy nie przepuszczali nikomu. Dla wrogów nie było litości.
Mężczyźni, koty, dzieci.
Nienawiść, ogień, ból.
I krew. Kocia krew.
Nikt nie chciał przerywać pogromu. Każdy wolał zaszyć się w bezpiecznym domu. Widać po prostu wreszcie nadszedł czas, aby pozbyć się Gatto. I tyle. Kiedyś musiało do tego dojść. Trudno.
Nie wszyscy jednak zamknęli oczy na zdradzieckie postępowanie szpiczastouszych. Tej nocy przegięto strunę. A Arianie nie mieli zamiaru dłużej na to bezczynnie patrzeć. Podnieśli głowy i stanęli ramię w ramię z kociookimi. Choć w porównaniu z elfami było ich niewielu, dzielnie chronili słabszych. Tej nocy Aria i Gatto złączyli swe losy. Czyny przemówiły za nich, pieczętując tymsamym przyszłość. Tamtej nocy złożyli sobie niemą przysięgę pod krwistoczerwonym księżycem.
***
-Blake...
-Hmmmm...?
-Znasz historię tamtego...pogromu...prawda?
-Tak.
-Co o tym sądzisz? Mam na myśli decyzję Arian.
-Jeatem dumny, że tak szlachetnie postą...
-Ale ja nie pytam czego cię uczyli, ale jakie jest twoje zdanie. Tylko szczerze. Poznam kłamstwo. I nie martw się, nie obrażę się.
-...
-Odpowiedz mi. Żałujesz?
Chłopak unikał jej wzroku.
-Co mam ci powiedzieć? Jestem dumny? W wieku ośmiu lat widziałem śmierć własnego ojca. O innych nie wspomnę. Moja matka. Ataki na Svettanti. To, że nigdy nie czułem się bezpieczny, nigdy nie miałem domu...
-Żałujesz?
Cichy, wyprany z uczuć szept. Jakże do niej podobny. Białowłosy na końcu języka miał słowo ,,tak''. Tak nakazywałby rozsądek. Ale jakoś nie umiał go wypowiedzieć. Niewiedzieć czemu. Po prostu tego nie chciał. Naprawdę nie czuł żalu. Dlaczego?
Spojrzał kotce w oczy. Był pewien.
-Nie.
***
Czerwone słońce zachodziło majestatycznie za szary horyzont. Upał wyraźnie zelżał. Nad Desrto powoli zapadał zmrok.
Ostatnie promienie zaglądały do wąwozu, oświetlając postać odzianą w długi, czerwony płaszcz, raźno maszerującą samym jego środkiem. Na ramionach białowłosego leżała czarna kotka, zdradzająca oznaki zaniepokojenia.
-Eeee....Blake? Nie powinniśmy zatrzymać się na jakiś postój? Hej... Hej!!!
Chłopak spojrzał na nią nieobecnym spojrzeniem.
-Co? Mówiłaś coś?
-Tak. Pora na postój.
-Nie przesadzaj, przecież cię niosę. Czym się zmęczyłaś?
-Nie dla mnie, lecz dla ciebie idioto! Idziesz już czwartą dobę...
-Nic mi nie będzie.
-Będzie! Czy do ciebie nic nie dociera?! Hej! Słuchasz ty mnie w ogóle?
-Spójrz! Tam coś jest!
-No chyba twój rozum. Jeśli w ogóle kiedyś takowy posiadałeś...
Tym czymś leżącym na ziemi nie był (niestety?) rozum, lecz zwinięta w kłębek dziewczyna. Białowłosy już szedł w jej stronę.
-Coty wyrabiasz?! Fuj, zły Blake! Zostaw!
-Hej! Żyjesz? Haaaalooooo?
-Co ty wyrabiasz?! Idziemy!
-Jak ty tak możesz?! Samotna dziewczyna śpiąca na środku pustyni. Może potrzebuje pomocy?
Kotka przewróciła swoimi czerwonymi oczami.
-Boszszsz... Czy ty musisz nieść pomoc każdemu biednemu stworzonku w tarapatach? A co ty jesteś? Wzorowy Obywatel? Czy może Dziecko na Medal?
-Neko!
-No dobra już, dobra. Ale ja jej niańczyć noe będę! Nie ma mowy!
Niebieskooki już dawno jej nie słuchał, zajęty cuceniem niewiasty. Owa nie reagowała na słowa, więc chłopak zaczął potrząsać ją za ramiona.
-Może nie żyje?-w głosie kociookiej zabrzmiała nadzieja.
-Neko!!!
Już miała się odgryźć, gdy ,,biedne stworzonko'' otworzyło oczy i ukazało światu swoje złote tęczówki. Zamrugała szybko i zdezorientowana spojrzała na białowłosego.
-Kim ty jesteś i dlACZEGO MNIE OBEJMUJESZ?!?!
Biedaczek odskoczył jak poparzony.
-Byłaś nieprzytomna i myślałem, że...coś ci się stało...
Teraz dla odmiany to złokooka się zakłopotała.
-Przepraszam...jestem...eeeeee...jak ja właściwie mam na imię? I gdzie ja jestem?!
Dziewczyna zerwała się z miejsca, zaraz jednak poczóła okropny ból i zawrót głowy. Upadłaby, ale Blake na czas ją złapał (przezornie wolał na razie nie używać powietrza).
-Kolejna bezimienna? Co ja się z wami mam...
-Co?
-Nie nic. Wygląda na to, że uderzyłaś się w głowę i masz amnezję...no nic. Już i tak noc, więc odpocznijmy, a juro ruszymy w dalszą drogę.
-Chwila, chwila, chwila. Jacy my? Nigdzie nie idę. Nie znam cię. No i jak śmiesz mi rozkazywać?!
-Echhhhhhhh....nie to nie. Nara!
-Zaraz! A ty gdzie idziesz?!
-Dalej. Skoro i tak nie chcesz ze mną iść...
-Ale teraz...tak po ciemku...
Chłopak uśmiechnął się. Ile mogła mieć lat? Pewnie koło 16. Tak jak on. Słodka dziewczynka zagubiona na pustyni, przestraszona jak małe dziecko. Jakże uroczo.... Blake'owi zachciało się śmiać. Ale wtedy na myśl przyszło mu coś, co odebrało mu ochotę do śmiechu. Nieznajoma miała złote oczy. Czarne włosy. I szesnaście lat. Zupełnie jak...
***
Dobra, napisałam. Miałam problemy i w rezultacie rozdział był dodany już wczoraj i w całości się usunął...część musiałam pisać od nowa, ale już jest. Byłam na wycieczce rodzinnej, moje uczucia są w rozsypce, ale napisałam. Doceńcie...