6 marca 2015

Rozdział 16

16. Nowe znajomości. Nowe możliwości. Nowi wrogowie?


Dziewczyna wpatrywała się w swojego towarzysza. Chłopak patrzył na nią spode łba, z wyrzutem bandażując rozcięte przez nią ramię. Siedział cicho i w pewnej odległości od niej. Na razie. Była jednak ciekawa, jak długo wytrzyma... Kociooka czuła się naprawdę rozdarta. Z jednej strony miała ochotę po prostu jak najszybciej go zamordować, ale z drugiej... dobrze by było go najpierw po torturować...

Jakiś czas wcześniej...

Neko ostrożnie podążała przed siebie wąską ścieżką, za której licznymi zakrętami zniknął wcześniej nieznajomy. Wycofał się tak szybko, iż kotka nie zdążyła nawet go zobaczyć. Chciał jej uciec, czy po prostu mu się śpieszyło? Swoją drogą...ten chłopak, jak wywnioskowała z głosu,  musi mieć naprawdę stalowe nerwy. Sama ledwie powstrzymywała się, żeby nie zadrżeć ze strachu, a on do tego trzymał ją, no i nawet nie drgnął, gdy oberwał tym kamieniem...a to przecież naprawdę musiało boleć...
Kotka wbrew własnej woli wróciła myślami do chwili, gdy ujrzała wysokiego mężczyznę. Bardzo niepokojąco kogoś jej przypominał. Latające obiekty, płaszcz powiewający mimo braku wiatru. Była nawet gotowa założyć się o cokolwiek, iż nieznajomy miał niebieskie oczy. Jeszcze tylko przefarbować płaszcz z czerni na szkarłat, wybielić włosy i wypisz wymaluj starsza wersja Blake'a. Czy to podobieństwo wynikało jedynie z przynależności do jednej rasy , czy może kryło w sobie coś więcej? Dziewczyna nie była pewna, czy chce to wiedzieć. Ale jeśli ten mężczyzna także był Arią, to czy to znaczy, że Svettanti jest bezpieczne? Swoich raczej nie zaatakuje. Czyli przynajmniej białowłosy jest bezpieczny. Ale skoro ta potworna armia nie jest przeznaczona do zniszczenia latającego miasta, to do czego? Czyżby odwet na elfach? A może...
Citta Reale. Rodzice. Nero. A raczej księżniczka Drakia. Co będzie z nimi jeśli te stwory wpadną za mury?
Czerwonooka potrząsnęła główką odpędzając od siebie czarne myśli. Ostatnio zdecydowanie zbyt często martwiła się o innych, zbyt mało czasu poświęcając na myślenie o własnych sprawach. Było to dziwną zmianą, zważywszy fakt, iż parę ostatnich lat myślała jedynie o swojej osobie. Rany, co ten Blake z nią zrobił?
Za jednym z kolejnych zakrętów kotka zatrzymała się na chwilę, ale szybko ruszyła dalej. Skały praktycznie uniemożliwiające wcześniej zboczenie z drogi zniknęły, wraz z samą ścieżką. Ich miejsce zajęła dość szeroka polana przecięta przez kryształowy strumyczek i rozciągający się za nią las. Kierunek wędrówki dalej był nieco ograniczany przez wznoszące się po obu stronach skały, teraz jednak ich szare powierzchnie wznosiły się dość daleko. Dziewczynie nie udało się jeszcze zejść z góry na którą się wdrapała i gdzie miała swój punkt obserwacyjny, ale była na jak najlepszej drodze ku temu. 
Neko starała się udawać zwykłego, czarnego kotka i nie zwracać uwagi na chłopaka opierającego się o drzewo. Nieznajomy z uporem wbijał w nią spojrzenie spod rzęs opatrzone dziwnym uśmiechem. Nieskutecznie, choć z uporem wartym lepszej sprawy starał się zachować pozory, iż całą jego uwagę pochłania oglądanie własnych paznokci. Kotka oczywiście postanowiła się nie odwracać. Kiedy dziewczyna minęła już chłopaka, ten zaczął jednak tracić powierzchowny spokój. Najwyraźniej bardzo zależało mu na uwadze, gdyż w tym momencie postanowił sugestywnie chrząknąć. Spotkawszy się z całkowitą ignorancją ponowił swoje zabiegi. W końcu dał sobie jednak spokój i najzwyczajniej w świecie podniósł zwierzątko. Kotka, czując jak jej łapki odrywają się od ziemi miauknęła w proteście i próbowała podrapać oprawcę. Mimo sytuacji postanowiła w dalszym ciągu udawać zwykłą. Może się nie domyśli. W końcu nieznajomy nawet sprawiał wrażenie idioty...
Wykorzystała zaistniałą sytuację, by przyjrzeć się chłopakowi. Miał czerwone, błyszczące włosy i srebrne oczy. Był wysoki, szczupły. Z pleców wyrastała mu para czarnych, pierzastych skrzydeł. Gevalle. Upadły anioł. Był nawet przystojny i sprawiał wrażenie, iż doskonale o tym wie. Wróć. Nie tyle wie, co jest o tym głęboko przekonany.
-Nie bądź taka nieśmiała kiciu.
-Miau.
-Nie udawaj ślicznotko, wiem, że taka zwykła to ty nie jesteś.
-Miau?
-Ech. No dobra szczęściaro. Skoro tak to inaczej pogadamy.
Podniósł ją do poziomu swoich oczu i przytrzymując przezornie łapki (nie chciał ryzykować okaleczenia tak pięknej twarzy) pocałował w mały, czarny pyszczek. Czerwone oczka otworzyły się szeroko w geście zdziwieniu.
Wszystko stało się szybko. W srebrnych oczach zawitało samozadowolenie, gdy przed nim stanęła czarnowłosa Gatto w swej pełnej postaci. Neko w mgnieniu oka odsunęła się, nie zapominając o wcześniejszym zaatakowaniu chłopaka. Prawdopodobnie skończyłoby się niechybną śmiercią, lub przynajmniej poważnym uszkodzeniem ciała, lecz nieznajomy wykazał się wspaniałym refleksem. Zasłonił się ręką na czas, dzięki czemu uszedł z zaledwie porozcinaną ręką. 
-Zabiję...
-No i czemu robisz taką drakę o jednego całusa? Nawet sobie sprawy nie zdajesz, ile inne by dały, aby być na twoim miejscu...
-Zamorduję...
Chłopak jedynie się uśmiechnął, gdy kilkocentymetrowe pazury dotknęły jego szyi.
-A może masz ochotę na jeszcze, co?
Pierwsza kropelka krwi...
-Daj mi jeden dobry powód, czemu miałabym cie teraz nie zabić.
-Przecie taką twarz i takie ciało zmarnować to grzech jest!
-Jeśli to jedyny sprzeciw, to chyba zaryzykuję.
Druga kropelka krwi...
-No nie bądź taka sztywna. Wtedy nie dowiesz się, kto to był i czego chce...
Teraz po szyi spływała już cała ciepła stróżka. Jak zauważyła Neko, była czarna. Ciekawe.
-Gadaj.
-A może pogadamy przy kolacji? Ej ej ej! Dobra, wszystko powiem, ale daj chociaż rękę opatrzyć! Boli mnie...
Dziewczyna puściła chłopaka, usiadła na trawie nad strumykiem i oparła się o drzewo. Stamtąd bacznie obserwowała jego poczynania, groźnie sycząc, gdy tylko postanowił podejść zbyt blisko. Był nieobliczalny i szybki. A ona nie miała ochoty na inne niespodzianki. Miała ochotę zabijać. A może najpierw po torturować?

***

Luke nawet się nie spodziewał, że tak trudno znaleźć w lesie jednego, małego kotka. A jednak, szukał malucha już od dłuższego czasu. Nie obwiniał go o to, że uciekł. Sam na jego miejscu pewnie zrobiłby dokładnie to samo. Przytłoczony przez wiadomości, wydarzenia, emocje... może nie było to najmądrzejsze, ale zrozumiałe. Tylko co jeśli coś mu się stanie? Rozszarpie go jakieś zwierzę, albo...
Nie, nie, nie! nic mu nie będzie. Na pewno.
Blondyn bił się z myślami, pochłonięty zmartwieniami. Nie chciał po raz drugi tracić jedynego dziecka. Wiedział, że pewnie by tego nie przeżył.
I wtedy go usłyszał. Ten głos, który czasami nadal prześladował go w snach. Znów poczuł to znajome uczucie, a jego ciało przebiegł dreszcz strachu. Stanął jak wryty, by po chwili podjąć decyzję i zrobić pierwszy, chwiejny krok. kolejny. Po chwili już biegł. Miał zdecydowanie złe przeczucie. Jeśli ON znajdzie Blake'a pierwszy i coś mu zrobi...albo, co gorsza, coś mu nagada...
Nie! Trzeba się pośpieszyć.
Luke wypadł spomiędzy drzew na niewielką, ocienioną drzewami polankę. Na trawie stał ON.

***

Blake czul się okropnie. nie chciał patrzeć ojcu w oczy, nie mógł też pozwolić na to, aby w takim stanie widziała go Kitsune. To wszystko to było dla niego po prostu za dużo. Po raz pierwszy poczuł się naprawdę niechciany. Miał ochotę odejść jak najdalej, gdzieś, gdzie nikt nigdy go nie znajdzie. Niechciany, oszukany, wyrzutek, kłopot. Czy właśnie tak czuła się Neko? Czy to właśnie dlatego nie chciała wrócić do domu?
Zanim zdążył zareagować, w jego myślach zawitał obraz czarnowłosej Gatto. Kiedy dowiedział się prawdy nawet nie usiłował jej zrozumieć. Zranił ją. Gdzie teraz była? Pewnie wiodła szczęśliwe i wygodne życie na zamku z troskliwymi rodzicami. Może o nim myślała? Nie. Pewnie nie. Nie po tym jak się zachował.
Zamyślony kotek wpadł na coś i cicho miauknął upadając na tyłek. 
-Co do miau...
Potarł łapką bolący pyszczek i spojrzał w górę.
Nie wszedł w drzewo, jak wcześniej mu się wydawało, ale w jakiegoś mężczyznę. Z początku zdezorientowany Blake cofnął się, przekonany, iż wpadł na Luke'a. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył czarne włosy. 
Nieznajomy kucnął i pogłaskał malucha. Ten chciał się odsunąć, ale mężczyzna tak przyjaźnie się do niego uśmiechał...miał takie same, niebieskie oczy, które zdawały się wiedzieć o nim wszystko, widzieć każdy jego ruch, a nawet myśl.
-Co ty tutaj robisz? Coś mogło ci się stać.
W jego głosie brzmiała autentyczna troska. Martwił się...o niego?
-Co u ciebie, Blake?
Zaraz, zaraz. Blake? Skąd ten nieznajomy, którego widział pierwszy raz w życiu, znał jego imię? Może i wydawał się trochę znajomy, ale jednak...
-Miau?
-Przy mnie nie musisz udawać. 
-Kim jesteś...?
-Nie wiesz? Jestem...
-Castel.
Mężczyzna przerwał na chwilę i wykrzywił się w pogardliwym uśmieszku. Zmierzył blondyna kpiącym spojrzeniem. Był świadom, że ojciec Blake'a na pewno wyczuje jego obecność, ale mimo wszystko miał nadzieję, że potrwa to trochę dłużej. Jak zwykle, miał okropne wyczucie czasu. 
-Luke. Jak zawsze, psujesz wszystko czego się dotkniesz. Nic się nie zmieniłeś. Choć nie powiem, syna masz dobrego. Nawet jeśli nie potrafisz o niego zadbać.
-Ty akurat nie powinieneś się wypowiadać na ten temat.
-A jednak, to od ciebie uciekł.
Zdezorientowany kociak obserwował te dziwne zmagania. Jego spojrzenie wędrowało od czarnowłosego do blondyna, zauważając wiele różnic, ale i pewne podobieństwa. Rysy twarzy starszego były ostre, podkreślane jeszcze przez kpiący uśmieszek, nadający im jeszcze bardziej drapieżny wyraz. Gdzieniegdzie na twarzy przebyte lata odznaczały się nielicznymi zmarszczkami. Spoglądał prosto w oczy, pesząc i odbierając pewność siebie. Błękit jego oczu zdawał się przewiercać na wskroś, widzieć każdy szczegół, każdą myśl, sekret. A im bardziej próbowało się uciec, tym wyraźniej czuło się ten wszystkowidzący wzrok. Patrząc na niego od razu wiedziało się, iż z tym mężczyzną nie ma żartów. On tu rządził. I w przeciwieństwie do swojej biednej ofiary, on nie wiedział, co to strach.
Natomiast Luke, mimo identycznych wprost rysów, zazwyczaj sprawiał całkowicie inne wrażenie. W przeciwieństwie do Castela, twarz blondyna przyozdabiała nie kpina i wyższość, a ciepły uśmiech, który dodawał mu łagodności. Przedwczesne zmarszczki na jego twarzy wynikały nie ze starości, lecz po prostu z przeżytych nieszczęść i ciągłych trosk. Teraz jednak Blake nie widział już znajomego uśmiechu. Uświadomił sobie, jak bardzo jego ojciec zareagował na obecność tego szczególnego człowieka. Był spięty, zdeterminowany. Z rozluźnienia nie zostało nic, a zdenerwowanie nadało jego rysom groźniejszy wygląd. Wesołe iskierki znikły ze spojrzenia, zastąpione przez zdecydowanie. Mieli takie same, niebieskie oczy. Tak bardzo podobne, a jednak inne.
Co mogło w wydarzyć się pomiędzy tymi dwoma?
Castel kucnął i delikatnie położył kociaka na ziemi, głaszcząc go po łebku. W stosunku do niego był miły, nawet czuły. Dlaczego?
-Jesteś teraz taki mały i kruchy... Ale jestem pewny, że szybko opanujesz zmianę, to powinno trochę ci pomóc. Gdyby coś ci groziło, możesz na mnie liczyć. Pomogę ci. Jeśli tylko zechcesz, dam ci dom. Bezpieczeństwo. Moc. Wszystko to, czego on nie potrafi ci dać. Wystarczy mnie wezwać, a zjawię się.
To mówiąc czarnowłosy wyciągnął z kieszeni swojego płaszcza małą, czarną obróżkę ze srebrnym zapięciem. Była zrobiona z miłej w dotyku i wytrzymałej skóry, bardzo starannie wykonana. Pośrodku tkwił pasek dyskretnie wprawionych, czarnych kamieni. Wszystkie pięknie błyszczały i sprawiały wrażenie, jakby w środku wciąż pulsowała i kłębiła się ciemna mgła, co sprawiało, że trudno było oderwać wzrok. Obróżka przyciągała, hipnotyzowała...
-Co ty znowu kombinujesz, Castel?! Odsuń się Blake!
Zaskoczony Blake prawie nie zwracał uwagi na wzburzonego i zaniepokojonego ojca. Nie zareagował też, kiedy ozdoba znalazła się pod jego pyszczkiem. To było dziwne uczucie, mieć na szyi obrożę, nie umiał jednak sprzeciwić się temu dziwnemu mężczyźnie, który w dodatku był dla niego taki miły i życzliwy. Skóra była wąska, miękka i lekka, nie krępowała ruchów. Dotknął jej łapką i spojrzał na Castela.
Luke patrzył na wszystko z odległości, na którą pozwalał mu wiatr, bez żadnej możliwości wtrącenia się, uprzedzenia syna. Teraz był naprawdę wściekły. Choć kotek tego nie zauważył, czarnowłosy utworzył przed blondynem ścianę nie do przebycia. Zmusił go do oglądania własnego scenariusza.
-Co to...?
-Pomoże ci. Ochroni. Nie zaatakuje cie już żadna wywerna. I da mi znać, jeśli będziesz chciał mnie spotkać.
-Emmmm...dziękuję?
-Nie ma za co, Blake. W końcu jesteśmy rodziną. Powinniśmy o siebie dbać, prawda?
Zaraz, zaraz. Rodziną...?
Luke zamarł, na chwilę zaprzestając złorzeczeń pod adresem czarnowłosego. Zbladł. Z niepokojem spoglądał na białego kotka. Naprawdę planował mu wszystko opowiedzieć, ale jakoś wciąż nie było okazji. A teraz  miał ochotę zamordować Castela, który tak bezbłędnie wyczuł moment. Chłopak i tak był już mocno zdezorientowany i rozchwiany, a teraz mógł pomyśleć i zrobić dosłownie wszystko...
Castel z zadowoleniem oceniał swoje dzieło i zamęt, jaki musiał wywołać w umyśle białowłosego. Teraz na pewno wszystko pójdzie już z górki. Przyjdzie do niego, prędzej, czy później. A jego głupi syn nic już nie będzie mógł na to poradzić. Znowu wygrał. A ostateczny triumf jest już bliski.
Blake nie dostrzegał niczego. Nie wiedział, co dzieje się wokół niego. Najróżniejsze myśli, pytania, domysły z oszałamiającą prędkością galopowały, mieszały się, przenikały i zlewały ze sobą, tworząc nieokiełznany chaos. Olbrzymi mętlik w jego głowie przysłonił sobą wszystko, by zaraz potem po prostu zniknąć, pozostawiając po sobie jedynie pustkę. W głowie skołowanego chłopaka pozostało jedynie jedno natrętne zdanie, które nie chciało zniknąć. Nie dając mu spokoju odbijało się echem i brzmiało, powracało, nie pozwalając zapomnieć, zmuszając do dopatrywania się w nim sensu, którego tam przecież nie było.
Jesteśmy rodziną.
Rodziną.

***

Nowy rozdział, udany mam nadzieję, ale bez komentarzy trudno trochę określić... Kolejny dodam jak tylko napiszę, postaram się w ciągu tygodnia. No to kto lubi Castela? A może ktoś polubił naszego upadłego aniołka? :D
PS: A może niech będzie po prostu JA, co? I tak poznam, kto...

1 komentarz:

  1. Rewelacja ! Bardzo lubię Castela , wolałbym żeby to jego stronę wziął Blake :D Ten jego ojciec cos kręci i jest dziwny. A Castel ma mocny charakter , jest twardy i pewny siebie. A co do Gevalle... Też jest super , bardzo ciekawa postać. Przypomina mi kogos znajomego. Zależałoby mi aby jego losy były długie :) Dziękuję za ten rozdział :)

    -Bezimienny

    OdpowiedzUsuń