20 marca 2015

Rozdział 18

18. Marionetka

Życie. Co to w ogóle znaczy naprawdę żyć? Czy można cały czas po prostu trwać, jak potulny baranek prowadzony w końcu na rzeź? Przez cały swój żywot po prostu istnieć, bez żadnego sensu, ślepo stać w miejscu, karmiąc się minimalnymi ambicjami, na zawsze pozostawać w bezpiecznym miejscu? Czekać na śmierć? Czy można naprawdę żyć bez wolności?
Wolność. Czy w ogóle jest ktoś na tym świecie, kto wie, jak ona smakuje, co oznacza? Może i tak. Ja na pewno tego nie wiem, ale myślę, że jestem blisko. I to nie jakiejś zwykłej, powierzchownej podróbki, ale tej jedynej, prawdziwej wolności. Prawdziwego życia.
Moja historia? Jest taka jak każda inna, tylko trochę wcześniejsza.
Byłem zwykłym Aniołem. Nikim szczególnym. Mieszkałem w idealnym świecie bez zła. Wszyscy byli dobrzy, albo wylatywali z miasta na zbity dziób. Większość wolała pierwszą opcję, więc byli raczej grzeczni. Miałem przytulny domek w naszym pięknym Niebie. Może i Anioły, ale to nie znaczy, że będziemy spać na jakiś tam chmurkach. Co to, to nie. Choć nie do końca zgadza się to z powszechnymi wyobrażeniami, Niebo jest po prostu przepięknym miastem, nie jakimś tam skrawkiem chmurek z latającymi dokoła cherubinkami. Zwykłe miasto. No, może nie do końca.
Wszystkie budynki zbudowane są z białego marmuru, ozdabianego kamieniami szlachetnymi i złotem. Domy wyglądają jak wyjęte z najróżniejszych epok. Majestatyczne wille, strzeliste wierze, kamieniczki. Rozmaite kopuły, freski, kolumny, portyki. Wszystko to wbrew wyobrażeniom nie tworzy razem chaosu, a wyjątkową i niecodzienną harmonię. Budynki współgrają ze sobą, lśniąc w słońcu. Zwyczajny bruk zastępują śnieżnobiałe chmury. Liczne fontanny wypluwają z siebie kaskady płynnego złota. W donicach i na klombach rosną kwiaty o płatkach z drogocennych kruszców. A wszystko to, wraz z mieszkańcami, błyszczy i skrzy się blaskiem, od którego każdy inny niechybnie by oślepł. Właśnie tak Anioły zapewniają sobie nietykalność. Wychowane w Niebie są nieczułe na to światło.  Istnieje jeszcze jedna osobliwość miasta, a mianowicie całkowity brak srebra.
Czytałem książki, spotykałem się z przyjaciółmi, chodziłem na spacery, do teatru. Robiliśmy ze znajomymi ,,imprezy”. Oczywiście bez alkoholu i tym podobnych, ale nie znając nic innego, skąd mogliśmy wiedzieć jak te ,,imprezy” były drętwe? Szał był wtedy, kiedy udało nam dorwać wino bezalkoholowe…
Radośnie wiodłem takie puste życie, dopóki nie spotkałem jego.
Miał na imię Severin. Spotkałem go, kiedy szedłem z kolegami na przedstawienie. Radośnie rozmawialiśmy o nic nie znaczących głupotach, jak zawsze. Nagle zobaczyliśmy zbiegowisko na rynku. Zaciekawieni zaczęliśmy przepychać się przez tłum, aż znaleźliśmy na samym przedzie. Naszym oczom ukazał się on-dumny, wyprostowany z kpiącym uśmieszkiem na ustach i wyrazem najwyższego politowania w oczach. Dwóch innych mężczyzn trzymało miecze przy jego krtani. Nie potrzebnie, gdyż on nie zdradzał żadnej chęci ucieczki. Jeszcze dwóch gwardzistów eskortowało więźnia z tyłu, a cały orszak prowadził dowódca straży. Nawet najspokojniejsze miasta mają swoich stróżów.
Przez cały dzień rozmyślałem o tym Aniele. Nie potrafiłem wyrzucić go ze swoich myśli. W jego spojrzeniu była jakaś iskra pomimo, jakby się wydawało, rozpaczliwego położenia. Zupełnie jakby posiadł coś, czego mi brakowało. Ale czego?
Do tego stopnia mnie zaintrygował, że po postanowiłem go zobaczyć. I to właśnie ta decyzja zmieniła na zawsze moje życie.
Nie miałem większego problemu, aby zbliżyć się do jego celi. Strażnicy stali przed wejściem do budynku więzienia, ale okno wychodziło na tyły. Dodatkowo osłaniało mnie rozłożyste drzewo o grubym pniu. Nikt nie mógł mnie dojrzeć.  
Kraty były mniej więcej na wysokości mojej twarzy. Gdy do nich podszedłem, spojrzał na mnie ze współczuciem. Przyszły WYGNANIEC spojrzał NA MNIE ze współczuciem. Coś mi podpowiadało, iż chyba powinno być na odwrót.
-Jak masz na imię, młody?
-Jestem Eiten. A ty?
-A ja mam na imię Severin. I wiesz co, Eiten? Straszliwie ci współczuję - brzmiał tak, jakby naprawdę było mu mnie żal. Dlaczego?
-Niby czemu? To ja powinienem mówić to tobie. To twoje życie właśnie się kończy, nie moje. Gdzie znajdziesz drugi taki idealny świat? Jesteś skazany na piekło. Tam, na ziemi.
Roześmiał się, czym naprawdę mnie wkurzył. I zdziwił.
-Nic nie rozumiesz, co? Moje życie dopiero teraz się zacznie. Może kiedyś to zrozumiesz, marionetko.
Wtedy tego nie rozumiałem. Nie widziałem sensu w słowach więźnia. Ale który z nas tak naprawdę był tutaj więźniem?
Nazajutrz tam poszedłem. Oglądałem wszystko od początku do końca. Obserwowałem jak  Severin wychodzi z więzienia i razem z eskortą przechodził przez miasto do miejsca kaźni. Był to niewielki, okrągły plac. Na samym jego środku wznosiło się niewielkie podium z czarnego kamienia, ozdobione srebrem. Pierwszy raz widziałem ten plac. Było to jedyne miejsce w całym Niebie, gdzie nie było ani śladu marmurów, klejnotów, roślin, złota, zastąpione przez niespotykane nigdzie indziej srebro oraz czerń. Panował tutaj półmrok, nie pozwalając dostrzec szczegółów.
Z twarzy skazańca ani na moment nie znikł uśmieszek, kiedy wchodził po schodkach. Wyglądał raczej tak, jakbyśmy to my mieli odbywać wieczną karę.
Ciężką ciszę przerwał mocny głos Archanioła, przywódcy starszyzny. Najważniejszy z Aniołów i mistrz dzisiejszej ceremonii.
-Ty, który zgrzeszyłeś, przez wieczność żałuj za swe czyny. Splugawiony, noś po wsze czasy znaki swej winy – to mówiąc podniósł rękę. Jego złote oczy zalśniły.
Z lękiem spojrzałem na Severina. Jego śnieżnobiałe skrzydła zaczęły ciemnieć, by już po chwili stać się kruczoczarne. Sam poszkodowany spojrzał na nie przelotnie i uśmiechnął się szerzej. Najwyraźniej mu się podobały. Zresztą sam musiałem przyznać, że nie wyglądały najgorzej. Takie…majestatyczne.
-Ty, który wystąpiłeś przeciw nam, nie jesteś godzien być dłużej nam podobnym.
Tym razem białe, nienagannie ułożone włosy zostały przemienione w szkarłatne, zadziornie rozczochrane. Lśniące szaty zostały zastąpione przez ciemny, dziwny ubiór. Pierwszy raz w życiu widziałem skórzaną kurtkę i jeansy… Skazaniec krytycznym wzrokiem ocenił swój ubiór.
-Ty, który straciłeś z oczu światło, żyj odtąd w ciemnościach.
Tutaj Upadły skrzywił się i szybko zamknął oczy. Po chwili ostrożnie uchylił powieki i zamrugał. Złoto zastąpiły srebrne tęczówki ze źrenicami. W końcu zrozumiałem, dlaczego było tu tak ciemno. Po przemianie oczy były przystosowane do zwykłego świata. Choć dla Anioła było tu tak ciemno, że z trudem widział, Upadły ledwie mógł znieść blask. Gdyby nie to specjalne miejsce, niechybnie by oślepł.
- Ostatnie słowo?
-Ten koniec to dopiero początek.
- Ty, który zboczyłeś ze ścieżki dobra, nigdy więcej nie postawisz swojej stopy w Niebie. Bądź przeklęty i żałuj po wieki.
Severin popatrzył na mnie raz jeszcze i runął na plecy. Nie upadł na podium, jakby się można było spodziewać, ale przeleciał przez nie i zniknął bez śladu. Koniec, czy początek? W uszach wciąż brzmiało mi jego ostatnie zdanie, które rzucił już wpadając w otchłań. Powodzenia, marionetko…
Marionetka.
Przez kolejne dni zastanawiałem się, o co mu chodziło. Dlaczego wciąż nazywał mnie marionetką? Co mogło być takiego wspaniałego w tym innym świecie, który od zawsze był uważany za miejsce najsroższej kary?
Tak naprawdę niewiele wiedziałem o tym, jak się tam żyje. Nie interesowało mnie to, jak większość Aniołów. Mówili nam tyle, że tam jest cierpienie i zło. Głupie istoty, które walczą ze sobą i zabijają się. Ale czy to była cała prawda?
Zacząłem przesiadywać na chmurach, z których było widać świat. W Niebie przestrzeń ma się całkiem inaczej. Można dojrzeć praktycznie każde miejsce ziemi, a wszystko przesiadując sobie wygodnie na białym puchu. Z jednego miejsca mogłem obserwować setki istnień, co też robiłem. Z początku nudziło mnie to, ale moje zainteresowanie powoli rosło z każdym dniem. Sam byłem nieśmiertelny, w przeciwieństwie do tych kruchych, żałosnych stworzeń. A jednak walczyli i niekiedy oddawali życie w obronie innych. Chronili się. Cierpieli, ale i byli szczęśliwi. Nie ogarniałem, jak to jest możliwe. Byli radośniejsi ode mnie, tego, który nie musi się martwić o choroby, życie, pracę, jedzenie… Dlaczego?
Widziałem wybuch wojny. Elfy i Gatto walczących ze sobą, przelewających krew. Nie rozumiałem tego okrucieństwa. Chciałem im pomóc. Patrząc na ten ogrom zła byłem wstrząśnięty. Spytałem starszyzny, czy nie możemy czegoś zrobić. Odpowiedzieli mi, iż to nie nasza sprawa. Że powinniśmy się cieszyć spokojem i nie interweniować. Poradzą sobie sami.
Właśnie wtedy po raz pierwszy poczułem się…ograniczony. Pusty. Zamknięty. Jak ptaszek w klatce. Robiliśmy to, czego chciała starszyzna, albo byliśmy eliminowani. Jak zwierzątko w klatce. Albo marionetka.
Całe życie bez zła i cierpienia. Pod kloszem, w odosobnieniu. Ale czy to naprawdę było życie, czy po prostu istnienie...?
Czegoś mi brakowało. Tego czegoś co mieli ci w dole, którzy musieli walczyć o każdy dzień. Tego, co miał Severin. Chciałem żyć, dowiedzieć się, jak to jest. Doświadczyć tego, co im dawało takie szczęście. Poznać ich tajemnicę i wypełnić tą pustkę, z której wcześniej nie zdawałem sobie sprawy.
Decyzja dojrzewała we mnie powoli. Mimo wszystko bałem się i wahałem, wiedziałem, że nie będzie już odwrotu. Obserwowałem pogrom w Citta Reale. Widziałem Luke’a, Dianę, Castela, Drakonię, Desmonda i wielu, wielu innych. Uchodźców. Grupy uciekających, którzy nie tracili nadziei. Desperacko trzymali się życia, tego pasma cierpień. Co w nim było wyjątkowego? Musiałem się tego dowiedzieć. Za wszelką cenę.
Kiedy moje włosy zmieniły się w szkarłat, a skrzydła przybrały barwę nocy, nie bałem się. Gdy po raz pierwszy spojrzałem na świat swoimi nowymi oczami, wiedziałem, że to rzeczywiście jest dopiero początek. Może i straciłem to sztuczne światło, ale właśnie wyruszałem, aby znaleźć nowe, prawdziwe.
Kiedy wpadałem w objęcia mroku, zaśmiałem się.
-Marionetka zerwała się ze sznurków.

Przede mną otworzył się nowy, piękny świat. Złapałem w skrzydła wiatr i leciałem, rozkoszując się powietrzem i sycąc oczy widokami. Poczułem, że żyję. Nie wiedziałem, co mnie czeka. I to było świetne.

***

Komentarze, pliiiiiis... T^T
Rozdział z dedykacją dla mojego przyjaciela ;*

1 komentarz:

  1. Ciekawa historia :) Mam nadzieje ze jeszcze spotkają się z Severinem :)
    -Nikt istotny

    OdpowiedzUsuń