2.Pewnego razu w lesie...
Czarny kot zamiauczał cicho i po raz kolejny zniknął wśród drzew. Tamara
pobiegła za nim. Zwierzątko ciekawiło ją. Znała wszystkie stworzenia tego lasu.
W końcu mieszkała w nim od zawsze. Ale takiego kota nie widziała tutaj jeszcze
nigdy. Spodobał jej się. Ale gdy tylko zbliżała się by go pogłaskać, kot
uciekał i znikał w krzakach. Chwilę później jednak pojawiał się znowu, w innym
miejscu. Dziewczyna uznała to za świetną zabawę i oddała się pogoni za
stworzeniem.
-Poczekaj kotku! I tak zaraz cię złapię!
Za którymś razem było jednak inaczej. Kot zniknął po raz kolejny. Tym razem
jednak mimo usilnych prób nie mogła go nigdzie dostrzec. Zaczynała się właśnie
niepokoić, że urocze zwierzątko mogło się zgubić, gdy zdarzyło się coś, co
sprawiło, że całkowicie o nim zapomniała. Przedarła się przez gęste krzaki i
wyszła na małą polankę. Z gardła wydarł jej się zduszony okrzyk przerażenia. Z
trudem powstrzymała chęć schowania się za drzewo. Bo na przeciwległym skraju
polanki, na mchu, leżało coś czerwonego. Nie. Chwila. To nie było coś. To był KTOŚ. Dziwny kształt tak naprawdę był skulonym nieznajomym, szczelnie owiniętym długim, czerwonym płaszczem. Tamara zebrała całą swoją odwagę i
podeszła bliżej.
-Halo? Kim jesteś? Haloooo?
Nadal się nie ruszał. Przez głowę dziewczyny przemknęła straszna myśl. Może
po prostu nie żył? Tamara obróciła go na plecy. Jęknął, mimo całej
delikatności, którą włożyła w tą czynność. A więc jednak żył. Twarz dziewczyny
wyrażała bezbrzeżne zdziwienie. To był człowiek. Człowiek. A przecież w jej
lesie nigdy nie było człowieka. Przyjrzała się bliżej chłopakowi. Miał długie,
białe włosy, zaplecione w luźny warkocz. Grzywka opadała mu na twarz, prawie całkowicie skrywając oczy. Tamara
westchnęła cicho. Strach już całkowicie ustąpił w niej miejsca ciekawości. Z
zamyślenia wyrwał ją cichy jęk. Dziewczyna odgarnęła chłopakowi włosy z czoła, żeby sprawdzić temperaturę. Miał gorączkę. Przybysz drgnął i otworzył oczy. Popatrzył na nią nieprzytomnym, pełnym bólu spojrzeniem. Tamarę zatkało z wrażenia. Jego oczy były niebieskie. Przeraźliwie niebieskie, z dużymi czarnymi źrenicami. Jeszcze nigdy nie widziała takich oczu. Miała wrażenie, że tonie. Pewnie urzeczona patrzyłaby w nie dłużej, ale nieznajomy zaczął znów tracić świadomość. No tak. Zupełnie zapomniała, żeby sprawdzić ktoś leży nieprzytomny w lesie. Spojrzała raz jeszcze na
przybysza. Przyciskał do brzucha rękę. Najwyraźniej musiała mu sprawiać duży
ból. Ujęła ją w dłonie i ignorując syki i jęki chłopaka, delikatnie przebadała.
Nie była złamana, ale za to (wnioskując na podstawie reakcji rannego) bardzo
mocno nadwyrężona. Mięśnie i ścięgna prawdopodobnie pozrywane lub naciągnięte. Tamarze
zrobiło się go żal. Chciała mu pomóc. Ale mimo wszystko nadal trochę ją
przerażał. Był obcy. Nie wiedziała czego może się po nim spodziewać. Może
lepiej byłoby po prostu go zostawić? Może jakoś by sobie poradził. Ale z
drugiej strony ta ręka...no i gorączka... . A może...
-Aaaaaahhhh!!! I co ja mam z tobą zrobić?
Spojrzała jeszcze raz na białowłosego, tajemniczego chłopaka. Przed oczyma stanęły jej te niesamowite, niebieskie oczy. Mogła go po
prostu go zostawić. Mogła. Ale czy chciała?
***
Podobno człowiek czuje tylko jeden ból. W tej chwili Blake był gotów się
kłócić. Głowa pulsowała wrażeniem tępego ucisku. Całe ciało wydawało się obce i
ociężałe, a każdy, najdrobniejszy ruch kosztował mnóstwo wysiłku. I bólu. O
ręce bał się nawet pomyśleć.
Nagle w jego głowie zawitała pewna myśl. Czuł ból. Czuł. Dlaczego? Przecież
martwi nie powinni niczego odczuwać. Więc skoro on coś jednak czuł, to znaczyło
to, że nie umarł? Niemożliwe. Spadł ze zbocza. Nikt nie przeżyły takiego
upadku. Może to był tylko sen? Nie. To nie tłumaczy bólu w ramieniu. Doskonale
pamiętał wspinaczkę i to, jak zawisł na jednej ręce. To nie mógł być sen.
Więc...
-Więc dlaczego ja żyję?
Chłopak z braku lepszych pomysłów otworzył oczy. Miał nadzieję, że może to
dostarczy mu jakiś wskazówek, pomocnych przy odnalezieniu odpowiedzi na
dręczące go pytanie. Otworzył oczy i zdziwił się. Znajdował się w jakiejś
jaskini. Nie pamiętał żeby do jakiejś wchodził. Jak się tam znalazł? Rozejrzał
się na tyle, na ile pozwalała mu obecna pozycja. Grota była dość duża i gęsto
porośnięta różnego rodzaju roślinami. Pod przeciwległą ścianą leżało posłanie z
liści i mchu, podobne do tego na którym sam leżał. W jaskini nie było
praktycznie nic więcej. Prosty, drewniany stół z dwoma krzesłami, szafka i parę
naczyń w kącie. Światło przedostawało się około metrowej średnicy dziurą w
jednej ze ścian, w całości zarośniętej kwiatami, barwiącymi je na piękne barwy.
Było naprawdę przytulnie.
-No bardzo ładnie, ale gdzie ja jestem...?
Spróbował się podnieść. Zakręciło mu się w głowie. Padł na posłanie dysząc ciężko. Uspokoił oddech i po chwili spróbował jeszcze raz. Tym razem powoli i ostrożnie. Najpierw podniósł się na łokciu kolanach.
Przerwa.
Bolącą rękę miał na temblaku, co znacznie ułatwiało zadanie i oszczędzało sporo bólu. Niestety, nie cały. Uklęknął. Zachwiał się i oparł o ścianę. Zamknął oczy i odczekał chwilę, aż świat uspokoił się i wrócił na miejsce. No proszę. Chcieć to móc. Teraz trzeba jeszcze tylko wstać. Blake zebrał wszystkie siły i stanął na nogach. Po chwili był gotowy (przynajmniej na tyle, na ile w obecnym stanie mógł być), aby ruszyć w stronę wyjścia z jaskini. Nadal trzymając się ściany zrobił krok. potem drugi i trzeci. Kiedy już się zacznie iść, nie jest tak źle. Choć parę razy białowłosy był bliski omdlenia, to po heroicznym wysiłku udało mu się dotrzeć do wyjścia z groty. Oślepiło go jasne słońce, przebijające się przez korony drzew. Gdy wzrok przyzwyczaił się do światła, zobaczył przed sobą małą polankę na skraju lasu. Po zielonej trawie jeszcze przed chwilą beztrosko biegały zwierzęta. Teraz jednak, zaniepokojone obecnością człowieka, schowały się w lessie. Z boku polane przecinał krystalicznie czysty, szerzący kusząco strumyk. Blake nie mógł się poruszyć, oszołomiony urokiem tego miejsca. Po chwili zauważył dziewczynę, wynurzającą się z lasu. Była zgrabna, choć niska i drobna. Ubrana była w legginsy i zieloną tunikę, doskonale współgrającą ze złotymi falami jej włosów. Zauważyła go i stanęła bez ruchu, po czym skoczyła za najbliższe drzewo. Po chwili wyjrzała zza niego. Z małej twarzyczki spoglądały na niego ze strachem wielkie, zielone oczy. Blake wyciągnął ręce w przepraszającym geście.
-Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć. Jestem Blake i...tak właściwie to nawet nie wiem skąd się tu wziąłem...
Chłopak zrobił niepewny krok w jej stronę. Nie uciekła. Zrobił kolejny krok i kolejny. nagle świat zawirował mu przed oczami. Zachwiał się i osunął na kolana. Ktoś podtrzymał go od tyłu, zabezpieczając tym samym przed bliskim spotkaniem z ziemią. Usłyszał cichy głos, zaraz koło swojego ucha:
-Nie powinieneś jeszcze wstawać. Nadal masz gorączkę. Jesteś osłabiony.
-Kim ty...
Blake nie dokończył zdania. W tym momencie bowiem świat wrócił w końcu na swoje miejsce i po prostu go zamurowało. Osobą, która go złapała, była zielonooka dziewczyna. Teraz gdy przestało mu się kręcić w głowie puściła go i pomogła mu usiąść. Obdarzyła go nieśmiałym uśmiechem i odgarnęła włosy za szpiczaste ucho. Tak jak przypuszczał. Więc jednak była elfką. Gdy zauważyła, że jej się przygląda zarumieniła się lekko. Urocza.
-Ja...no...mam na imię Tamara i...znalazłam cię...no...ten...w lesie...i...miałeś gorączkę...i...no...twoja ręka...
Tamara zaczęła się plątać i dukać coś pod nosem. Blake uśmiechnął się przyjaźnie, chcąc dodać jej odwagi. Trochę się uspokoiła.
-Domyślam się, że to tobie zawdzięczam życie. Dziękuję Tamaro.
Syknął. Ręka znowu dała o sobie znać. Elfka popatrzyła na niego z niepokojem.
-Boli?
-T nic takiego.
Zwiesiła głowę.
-Przepraszam, że nie potrafię ci pomóc.
-Bardzo mi pomogłaś. Ale...skąd wiedziałaś, że wiszę na tym przeklętym urwisku?
Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdumieniem. Pokręciła przecząco głową.
-To nie było na urwisku. Leżałeś w lesie. Znalazłam cię jak biegłam za kotkiem.
-Więc kto wciągnął mnie na górę? Jestem pewny, że spadałem.
Tamara z przekonaniem pokręciła głową.
-Musiało ci się coś przyśnić. W okolicy mieszkam tylko ja. A ja nie zapuszczam się na klif.
Blake zamyślił się. Był przekonany, że dziewczyna, z którą rozmawia, złapała go zanim spadł ze zbocza. To by wszystko tłumaczyło. Tymczasem ona znalazła go w lesie. No i była raczej zbyt drobna, by wciągnąć go, nieprzytomnego, parę metrów po stromym urwisku. Ona pojawiła się już potem. Więc kto uratował go przed upadkiem? Kim on jest?I dlaczego zniknął? Skąd się tam wziął? może go śledził? Gdzie teraz jest? Skołowany Blake zamknął oczy i położył się na miękkiej trawie. Gdy zobaczył Tamarę, myślał, że w końcu odnalazł odpowiedzi na dręczące go pytania. Tymczasem wątpliwości wciąż przybywało. A odpowiedzi nie było widać. Otworzył oczy. Z drzewa przyglądał mu się czarny kot. Szczęściarz. On nie miał tylu problemów.
***
No dobra. Tak jak obiecałam, sobota i kolejny rozdział. Trochę się rozpisałam, ale mam nadzieję, że przyjemnie się czyta. Proszę, komentujcie, bardzo mi zależy na szczerej krytyce. Z góry dziękuję ;*
Daaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaalej
OdpowiedzUsuń!!!!!!!!
Cieszę się, że ci się podoba^^
OdpowiedzUsuńOoo, bez powtórzeń dużo lepiej :D Jak już wspomniałam w poprzednim komentarzu, masz fajny styl :) Zapowiada się ciekawie, czekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńChoć ta czcionka wciąż mi przeszkadza :(
Ciekawe.
OdpowiedzUsuńJak Ci już mówiłam w szkole poleciłam twojego bloga u siebie i jak widzisz Catalina już go czyta:D Mi też się rozdział podobał, szczególnie po przeróbkach:D Specjalnie czytałam w piątek, żeby nie czekać długo d soboty^^ Rozdział po prostu mega ciekawy<3 Love Katiee;*
OdpowiedzUsuń25 yr old Environmental Tech Hermina Wyre, hailing from Sainte-Genevieve enjoys watching movies like Vehicle 19 and Amateur radio. Took a trip to Monastery and Site of the Escurial and drives a XC60. Idz tutaj
OdpowiedzUsuń